Dzisiaj chciałbym zaprosić do przeczytania podsumowania stycznia w TNA. Taki tekścik będzie wrzucany na WF w obszernym podsumowaniu wszystkich ważnych federacji, ale uznałem, że takie coś powinno też się znaleźć tutaj - na najlepszym blogu o naszej ukochanej federacji. Takie coś będzie pojawiać się na początku każdego miesiąca - jak się podoba to bardzo chętnie będę to kontynuował. Zapraszam. :)
Impact czy Anthem Wrestling?
Impact czy Anthem Wrestling?
Styczeń w TNA właściwie był
miesiącem zmian. Po nieudanej próbie kupna federacji przez Corgana,
nikt nie wiedział czego się spodziewać. Czy TNA upadnie? Może się
utrzyma, ale pod wodzą jakiegoś gościa, który ma małe pojęcie o
wrestlingu? Ostatecznie najwięcej udziałów zdobyło Anthem Sports
& Entertainment. Można było obawiać się o stan federacji –
okazało się, że niepotrzebnie. Styczeń zaczął się od odcinka
na żywo w którym Eddie Edwards obronił swój pas. To samo zrobił
Moose. W sumie odcinek wcale nie porwał i wszyscy czekali na
pierwsze One Night Only, które również zostało wyemitowane na
żywo. Znając dobrze poziom takich gal oczekiwaliśmy jedynie
zawodu. I jak poprzednio – znowu wyszło zupełnie inaczej. Gala
miała solidny poziom. Dostaliśmy na niej dwa naprawdę dobre
pojedynki – jednym z nich było starcie Lashleya z Richardsem,
który powracał do federacji po kontuzji odniesionej na początku
2016. Davey poradził sobie nieźle z rywalem. Przegrał co właściwie
mnie nie zdziwiło. Drugą walką był pojedynek pomiędzy Moose'm a
Bennett'em. Dobrze pamiętałem ich starcie z Bound for Glory i
obawiałem się czegoś jedynie poprawnego. Jak bardzo się myliłem
– panowie poradzili sobie świetnie a dodatkowy gimmick match w
postaci No Holds Barred pozwolił rywalom na lepsze tempo i właściwe
użycie rzeczy takich jak stół czy drabina. Po tej gali byłem
pewien, że TNA czekają lepsze czasy. I nie myliłem się –
tygodniówki trzymają solidny poziom, nie ma głupich zapychaczy w
postaci Ala Snowa, The Tribunal czy Grado.
Miesiąc właściwie należał do
Lashleya – czy kogokolwiek to dziwi? Gość jest budowany na twarz
federacji. Sam Bobby raczej nigdy nie był ciekawy – jego kariera w
WWE za ciekawa nie była. Gdy zawitał do TNA po raz pierwszy –
było ok, ale to wciąż nie to. Od jego heel turnu w 2016 już można
było powiedzieć, że Lashley to prawdziwa gwiazda. Nie powalał za
mikrofonem, ale można było kupić jego postać w 100%. W 2017
został pretendentem po raz kolejny. Pokonał EC3 w Last Man Standing
Matchu – całkiem solidnym aby zdobyć po raz czwarty TNA World
Heavyweight Title w Iron Man Matchu. I to chyba była najlepsza
decyzja – Eddie Edwards po prostu był mistrzem. Nie był słaby
ani dobry – był maksymalnie przeciętny. Za mikrofonem nie porywał
a nawet uznałbym, że nudził. Bronił on się dobrymi walkami –
porównałbym to do title runu Chrisa Sabina, ale w przypadku Sabina
mam bardziej negatywne odczucia. Wygląda na to, że Edwards zajmie
się feudem ze swoim partnerem drużynowym co mi się podoba.
Wracając do tematu Lashleya – jest to właściwy wybór na
mistrza. Jest jednak jedno pytanie – kto w ogóle byłby w stanie
go zatrzymać?
Styczeń w TNA to także nowe pomysły
jak Race for the Case. Nie uważam jednak tego za dobrą inicjatywę.
Walka była przeciętna, nikt nie wiedział o co chodzi z tymi
walizkami. Dopiero po dwóch tygodniach okazało się, że zwycięzcy
wykorzystują swoje walizki (bo nikt nie pokazał co ma w środku
oprócz numerka) jednej nocy. I jeszcze była to po prostu szansa
walki z kim się tylko chce – pod warunkiem, że nie wybierze się
tego samego rywala, którego wybrała osoba z poprzednim numerem.
Styczeń to był też miesiąc kilku
powrotów/debiutów – powróciła Brooke. Widać, że jest dalej w
formie więc dałbym jej kredy zaufania. Powrócił Drew Galloway,
który od razu zdobył Impact Grand Title. Jego postać jest całkiem
ciekawa i zastanawia mnie jak to dalej się potoczy. Zadebiutował
Caleb Konley – zaprezentował się nieźle i liczę na to, że
dostanie on więcej szans. Zadebiutował także Aron Rex, ale w nowym
gimmicku – Liberace. Na razie głosy są różne. Ja uważam, że
nic lepszego nie dało się z niego zrobić i na razie robi co może.
Są osoby, które uważają to za całkowite pogrzebanie jego
postaci. Zobaczymy jak to się potoczy dalej – ja na razie wciąż
trzymam go w moim kredycie zaufania.
No i na sam koniec – dywizja kobiet
pokazuje, że coś z niej może być. Brakuje naprawdę dobrych
transferów, bo z całym szacunkiem, ale Brooke nigdy w ringu dobra
nie była. W 2016 przyszły Brandi Rhodes i Laurel Van Ness – obie
są strasznie drewniane a widać, że TNA chce na nie stawiać. O
mistrzostwo biły się Jade i Rosemary co było niezłym pomysłem.
Rosemary przeżywa chyba swój najlepszy okres w wrestlingu i cieszę
się, że na nią postawiono. Na pewno warto zwrócić uwagę na
Monster's Ball Match pomiędzy tą dwójką.
Styczeń można podsumować jednym
słowem – nieźle. A skoro początek jest niezły to może i dalsze
miesiące nas zaciekawią? Na razie sytuacja jest ciekawa i sądzę,
że ten rok może być dla federacji przełomowy. Oczywiście tylko w
przypadku naprawdę dobrego wykorzystania TNA.
Dobry tekst, a zarazem odskocznia od rutyny - raporty i newsy. Przydałyby się jakieś felietony raz na miesiąc czy dwa miesiące.
OdpowiedzUsuńTNA już upadło?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Piotr Gilewski Dżunior.