7 listopada 2017

Bound for Glory 2017 - omówienie gali

Witam i nie przedłużam. Bound for Glory już za nami i chyba każdy zgodzi się z tym, że PPV wypadło poniżej oczekiwań. Taki również będzie ten wpis, który miał się pojawić wczoraj, ale z powodów tajemniczo magicznych wszystko co napisałem mi po prostu wyparowało i w związku z tym teraz będzie krócej, smutniej i mniej śmiesznie. Zapraszam na omówienie.
Oceny: 

X-Division Title Match - Trevor Lee def. Sonjay Dutt, Petey Williams, Matt Sydal, Dezmond Xavier, Garza Jr - ***1/4

Taiji Ishimori def. Tyson Dux - **

Monster's Ball Match - Abyss def. Grado - *

Impact Wrestling Tag Team Titles 5150 Street Fight Match - OVE def. LAX - ***1/4

IW Knockouts Title Match - Gail Kim def. Sienna, Allie - **1/2

Six Sides of Steel Match - Lashley & King Mo def. Moose & Stephen Bonnar - **

IW Global Title Match - Eli Drake def. Johnny Impact - ***1/2 do momentu zjawienia się El Patrona i * po zjawieniu się El Patrona


Powyższe oceny pozwalają nam sadzić, że praktycznie każda walka wypadła gorzej niż myśleliśmy. Ale po kolei. Galę komentowali JB oraz Josh Matthews. Nic nowego właściwie, ale w Dona Westa to mogli zainwestować. Arena wyglądała jak Impact Zone, a trybuny były zapełnione publiką z Kanady, która jak się okazuje reagowała raz na jakiś czas. 

Pierwszym starciem było to o pas X-Division. Było ono specyficzne, ponieważ zasady zmieniono na te z Meksyku polegające na tym, że walczyło dwóch gości, a reszta czekała na zmianę albo mogła samemu do niej doprowadzić w momencie wypadnięcia jednego wrestlera z ringu. Skomplikowane? Nawet tak. Nawet zawodnicy przez moment nie wiedzieli co robić. Garza Jr podchodził do walki z kontuzją ramienia, ale chwała mu za to, że jednak wystąpił. Dało się odczuć, że gość się oszczędza co jest całkowicie zrozumiałe. No, ale nic, starcie tak czy siak stało na niezłym poziomie i rozgrzało ono publikę na jakiś czas. Williams prawie wygrał po wykonaniu Canadian Destroyera na Dezmondzie, ale nagle z ringu wyrzucił go Lee i to mistrz przypiął osłabionego Xaviera. Zaskoczył mnie ten rezultat, bo spodziewałem się nowego mistrza, ale nie ma tego złego. Szkoda tylko, że Dezmond zleciał trochę w hierarchii, bo teraz ciężko będzie go odbudować.

Potem dostaliśmy bonus w postaci powrotu Duxa do IW. Gość spotkał się z reprezentantem NOAH i po paru minutach uznał jego wyższość. Nie było to spektakularne, akcja nawet musiała się też skupić na tym co wyrabiała na trybunach Laurel Van Ness. Taiji czysto zwyciężył i w sumie to tyle. Walka na Impacta mogłaby tak wyglądać, ale skoro był to bonus to nie narzekam.

Kto by pomyślał, że zawiodę się na walce Abyssa z Grado. Liczyłem na więcej komedii, jakieś wyjście na zaplecze, kilka fajnych spotów, a co dostałem? Nudne starcie z fatalnym tempem, kilkoma mało ciekawymi akcjami oraz niezrozumiałą końcówką. Grado zaczął nieźle i zabrał się za kilka przedmiotów. Było to dla niego zgubne, bo otrzymał zszywkę ze spinacza od oponenta. Bolesne, ale to koniec korzystania ze zszywacza. Panowie wyszli poza ring żeby rozpocząć zamulanie. Abyss nie ogarnął ustawienia deski z drutem, po trzech minutach rozsypano pinezki. Szybko. Nie ma co opisywać tego blamażu, ale warto zauważyć jak to się skończyło. Grado prawie wygrał, ale nagle zaatakowała go Laurel Van Ness. Ta została powstrzymana przez Rosemary, która uspokoiła Abyssa i chciała mu pomóc? Nie do końca ogarnąłem o co biega. Nie trafiła ona jednak z mgłą i za to otrzymała Chokeslam na pinezki. Grado próbował pinu, usłyszeliśmy gong, ale walka trwała. Abyss nagle wstał i wykonał (beznadziejnie) Black Hole Slam na deskę z drutem, koniec, żegnam tych panów, bo mnie zawiedli.

Nie zapominajmy o powrocie El Patrona, który stwierdził, że został oszukany przez federację jak i ludzi nią kierującą. Powiedział, że nic złego nie zrobił, a w nagrodę zabrali mu pas i zawiesili. Co tam, że Alberto sam się chwalił co tydzień, że to był jego pomysł z tym zabraniem pasa, ale dobra, zapomnijmy. Meksykanin miał też problem z Borashem, któremu dowalił oraz chciał zacząć wykonywanie planu od niego. Ostatecznie sobie odpuścił, ale obiecał, że ta noc będzie wspaniała. Mało interesujące promo, którego każdy się spodziewał. Zacząłem się w tym momencie obawiać o main event. Okazało się, że słusznie.

Street Fight był fajny, szybki i z wieloma akcjami jak Splash z rusztowania na stół czy Powerbomb z rampy na stół. OVE przyjmowali kolejne akcje, ale wracali żeby się bronić. Jeszcze wcześniej jakiś typ zaatakował Homicide'a i wyszło na to, że walka była klasycznym starciem dwóch na dwóch. Tyle tego kombinowania, że aż szkoda gadać. Gdy OVE mieli przegrać to nagle Konnan został obsypany białym proszkiem przez Sami'ego Callihana. Publika zareagowała na to beznadziejnie. Zero reakcji, a Sami załatwił w pojedynkę Ortiza oraz Santanę i jednego z nich załatwił Piledriverem. Potem OVE skopali jeszcze rywali i chyba przeszli heel turn, ale według mnie jest to naciągane. Przechodzą oni heel turn po tym jak ich przeciwnicy wybrali nieuczciwy rodzaj walki i postanowili sobie załatwić wsparcie, które jest legalne? Nie rozumiem, ale dobra, walka była miła i chyba najlepsza jeśli chodzi o ogólny poziom starć.

Panie dały niezłe widowisko, ale nie poczułem, że Sienna jest tą wielką mistrzynią. Nie dostała nawet titantronu do wejścia i to ona została przypięta przez Gail. Nie jestem fanem jej zwycięstwa, niby zasłużyła, ale jak dla mnie jest to nabijanie statystyk. Szkoda Allie, ale widzę jeszcze szansę na jej zwycięstwo po tym jak Gail odda pas.

Six Sides of Steel miał swoje momenty, ale w ogólnym rozrachunku był strasznie przeciętny. Zabawne było to, że zawodnicy MMA nie mieli żadnego podejścia do wrestlerów. Każde zwarcie kończyło się dostaniem w papę. Ciekawym momentem była chwilowa walka Bonnara z King Mo na zasadach MMA. Dla mnie było to ok, ale wszystko oczywiście zniszczyli Bobby i Moose. Do czego jeszcze doszło? A no do tego, że wszyscy członkowie ATT ruszyli do ringu. To po co ten gimmick skoro i tak Lambert i spółka bez żadnego problemu otworzyli drzwi? Chaos spowodowany przez kolegów Lashleya mnie wkurzył, Moose wyleciał z klatki w której został sam Bonnar, który wyglądał jakby był w ringu przez przypadek. Były mistrz Impact Grand znalazł sposób na kontynuowanie starcia skacząc z góry klatki na rywali. Była to piękna akcja, ale nie wystarczyła do wygrania, bo Bobby zgasił go Spearem. Feud pewnie będzie trwał dalej i nie wiem czy tego chcę.

Main event nie miał jakiejś takiej wielkiej otoczki. Mimo tego do pewnego momentu spełniał on swoje zadanie. Panowie dali ładny popis wrestlingu, nawet interwencje Adonisa nie przeszkadzały. Nie wiedziałem, że jest tyle miejsca żeby prześlizgnąć się pod barierkami. Wszystko wyglądało dobrze. Do momentu zjawienia się jego. Alberto Pieprzony El Patron. To już kolejny raz kiedy jego obecność psuje ważne wydarzenie w federacji. Tym razem wyciągnął on Impacta po wykonaniu przez niego Starship Pain, Johnny przypadkiem trafił sędziego i za to załapał się na cios krzesłem. Alberto potem zaatakował Drake'a, potem znowu Impacta i położył mistrza na pretendencie. Boże, dlaczego? Mamy dwa PPV w roku i najważniejsze z nich kończy się takim czymś. To nie wina Alberto tylko bookingu rodem z WCW czy starego TNA. Eli przez to wyglądał jakby wygrał przypadkiem, Impact wyszedł na frajera, a Alberto dostał wielki moment. No naprawdę było to potrzebne. I stąd ocena z ***1/2 spadła do *. 

BFG mnie zawiodło, szkoda ludzi, którzy zapłacili po 40 dolców za galę, której karta zachwycała, a w ostateczności dobiła. Właściwie wyglądało to jak dłuższy Impact. Pozostałem z żalem oraz smutkiem, bo była szansa na fajną galę, która zaciekawiłaby przeciętnego fana wrestlingu. No i według mnie nie wyszło.

2 komentarze:

  1. Cienko to wyszło..
    Street Fight wyszedł bardzo dobrze, tylko słabiutka reakcja na Callihana..
    Reszta taka sobie, jak zwykłe walki na tygodniówkach..
    Zjebali po całości walkę X-Sów - panowanie Lee jest nudne, jeszcze Xavier został odklepany a Petey w sumie wykiwany. Warto zobaczyć reakcję na Williamsa więc liczę że przejmie pas na tapingach.

    Niech tapingi przyniosą coś ciekawego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielka szkoda że te walki były takie sobie chociaż coś tam się w niektórych działo.
    I tam też Santino Marella na widowni był to nie wiem co to oznacza był tylko tak czy coś się szykuje.
    1.Walka kobiet
    2.Tag Team
    3.Steel Match

    OdpowiedzUsuń