2 marca 2017

Podsumowanie miesiąca - luty 2017

Witam. Przyszła pora na kolejne podsumowanie miesiąca. Oczywiście wezmę pod uwagę miesiąc zwany lutym w którym działo się wiele. Nie przedłużając już zapraszam na tekścior, bo jest o czym pisać.



Race for the Case – no trochę słaby pomysł, no nie?


Luty zaczął się od wykorzystania walizek zdobytych przez Jeffa Hardy'ego, Eli'ego Drake'a, Death Crew Council i Trevora Lee. Wszystkie te kontrakty zostały zrealizowanie podczas jednej nocy co właściwie wyjaśniło wszelkie niejasności. Okazało się, że gwarantują one każdą możliwą walkę o ile nie wybierzesz tej samej co poprzednik. To było wiadome, że Hardy pójdzie po pas mistrza świata i tak się właśnie stało. Mistrzem był Lashley więc rezultat mógł być tylko jeden – wygrał aktualny mistrz. Pojedynek stał na niezłym poziomie i nie można było się przyczepić. Następnie swój kontrakt wykorzystali DCC – spodziewałem się walki o pasy a panowie wybrali ostateczne wyrównanie porachunków z Decay. No ok. Trevor Lee też nie pogardził swoją szansą i wybrał Ladder Match o pas X-Division. Walka nie była zła, ale czegoś jej brakowało. Na sam koniec pod ostrze poleciał Eli Drake, który pod wpływem Tyrusa zdecydował, że chce zmierzyć się z EC3, który zniknął po tym czasie całkowicie z telewizji. Sam pomysł niestety nie był najlepszy. Jestem przyzwyczajony do motywu znanego z Money in the Bank a tutaj nie mieliśmy żadnego zaskoczenia.




Koniec The Wolves

Luty jednak dał się we znaki dzięki dwóm osobom. Są to Davey Richards i Eddie Edwards. Wszyscy czekali na ten feud, ponieważ jest to ostatni rok Richardsa w ringu. TNA nie było głupie i postanowiło z tego skorzystać aby zainteresować fanów. Zaczęło się od zdrady Richardsa podczas walki jego przyjaciela z Lashleyem o pas. Davey wyciągnął sędziego i po walce zemścił się na Edwardsie za to, że ten nie przejmował się jego stanem. Niby to głupie, ale przy okazji do telewizji wróciła Angelina Love – żona Richardsa. Wszystko właściwie zostało zrobione naprawdę nieźle – Davey jest kierowany przez Angelinę i nie gra uciekającego heela. Panowie zmierzyli się już w jednej walce jaką był Street Fight. Zakończył się on tak jak powinien – Eddie przegrywa aby pokazać dominację złej pary. Nie byłem przekonany co do mieszania żon panów do historii. Teraz wiem, że dodaje to brutalności – gdy patrzeliśmy na zapłakaną żonę Eddie'go patrzącą jak Davey znęca się nad dawnym partnerem można było pomyśleć, że Richards to prawdziwy złodupiec. Jest potencjał w tej historii i mam nadzieję, że Impact Wrestling go nie zmarnuje.



Podróż braci Hardy

To wszystko było naprawdę ciekawe – Jeff i Matt wyruszyli w podróż po świecie aby zdobyć wszystkie pasy i udowodnić, że to oni są najlepsi. Wszystko zahaczało o granice absurdu, te teleporty, Meksyk. Co jak co, ale te rzeczy mogły zainteresować zwykłych ludzi produktem dawnego Dixielandu. Zainteresować albo całkowicie odrzucić – nie każdy uważał, że to jest wrestling. Niestety na wielkie walki nie można było liczyć. Dostaliśmy masę segmentów, parę minut walk, które były poddane edycji. Nawet trzeba było zasłonić sędziego, który był pod kontraktem Lucha Underground. Skończyło się na zdobyciu pasów Meksyku oraz pasów Midatlantic. Dlaczego tylko na tych? O tym za moment.




Kolejny debiut – tylko czy potrzebny?

Do Impact Wrestling zawędrował były mistrz wagi ciężkiej UFC oraz komentator NJPW on AXS TV – Josh Barnett. Reakcja przy jego debiucie nie była najciekawsza. Właściwie to nie było jej w ogóle, bo... prawie nikt nie wiedział kim Josh jest. Sam nigdy nie widziałem go w ringu więc zacząłem się obawiać. Jego pierwszym celem został sam mistrz świata TNA – Lashley. Najpierw panowie zaczęli od wymiany słów. Nie będę ukrywał. Barnett nie porwał i jego największym błędem było to, że nawet nie starał się bawić mimiką albo jakąkolwiek grą aktorską. Lashley oczywiście królem tej kategorii też nie jest. Jego proma zwykle są bardzo podobne, ale potrafi on zwolnić kiedy trzeba i naprawdę przekonać, że jest wojownikiem. Josh wydukał po prostu tekst na pamięć i wyzwał mistrza do walki o pas strasząc go jeszcze dźwignią. Bobby się zgodził i panowie ustalili pojedynek o pas na ostatnim Impact Wrestling przed nowymi tapingami. Zanim jednak to się stanie musieliśmy poznać Barnetta i zobaczyć co potrafi w ringu. Po jego walce trwającej trzy minuty za dużo nie wiemy. Nie jest najgorszy i coś potrafi. Prawie jednak zabił swojego rywala źle wykonanym Powerbombem. Budzi to pewne obawy przez jego przyszłością w TNA.




Inne sprawy

O innych rzeczach napiszę krótko – pas Grand poszedł w odstawkę. Galloway go bronił, ale z niekoniecznie wymagającymi przeciwnikami. Death Crew Council czyli jedna z trzech dostępnych stajni w TNA musiało zadowolić się porażkami z Jessie'm Godderzem. A dodajmy do tego to, że Decay się przejadło i zamiast zajmować się pasami musiało ono męczyć się z Brandi Rhodes oraz Moose'm. A skoro przeszliśmy do tematu tego drugiego to trzeba zaznaczyć to, że do IW wrócił Cody. Przeszedł on również heel-turn aby podkreślić swoją przynależność do Bullet Clubu. I oznacza to, że jego pierwszym rywalem będzie właśnie Moose, który postanowił się zaopiekować jego żoną podczas jego nieobecności. Właściwie to nie było to jakoś wyjątkowo ciekawe.




Allie – najbardziej over postać w całym rosterze

No to akurat jest coś co udało się federacji. Początki Allie nie były najlepsze – denerwowała ona publikę oraz innych. Po czasie jednak zobaczyliśmy, że coś może z niej być. Rozpoczął się kolejny feud Marii z całą resztą kobiet. Wrzucili tutaj motyw z szantażem – biedny Braxton Sutter nie chciał aby Allie odeszła więc aby ją obronić postanowił zgodzić się na pakt z diabłem. Musiał ożenić się z Laurel Van Ness. Wrzucono tutaj jeszcze Mike'a Bennetta, który zaczął bawić się w komedię i nawet nieźle mu szło. Kwintesencją całej historii był ślub – nieudany ślub, bo zakończył się on rozwałką i odejściem Allie z Impact Wrestling. Szczęśliwej Allie, bo Braxton postanowił odrzucić Laurel i nie zważał na konsekwencje. Warto tutaj zwrócić na świetna reakcję fanów, którzy kupili tę historię. Oczywiście była ona przereklamowana i momentami miało się wrażenie, że to wszystko już widzieliśmy. Wszystko jednak pozwoliło na stworzenie z Allie prawdziwej gwiazdy a z Suttera równego gościa, który może ruszyć do main eventów.




Beznadziejny koniec

Luty nie zapowiadał się źle. Serwowana nam telewizja była niezła, historie mogły się podobać i można było patrzeć ze spokojem w przyszłość. Niestety okazało się, że historia niektórych dobiegła końca. Zaczęło się od Drew Gallowaya – gość nie był pewien czy chce dalej pracować w federacji i okazało się, że nie. Jego kontrakt jednak był na ukończeniu więc można było się spodziewać odejścia Szkota z TNA. Wydawało się, że to koniec odejść oraz, że bracia Hardy przedłużą swoje kontrakty. Nic bardziej mylnego – Jeff i Matt postanowili odejść. Kreatywni nie byli zadowoleni z tego, że bracia chcą mieć wpływ na występy w federacjach niezależnych i nawet powiedzieli Jeff'owi, że ten ma sobie iść do WWE jeśli mu się nie podoba. Rozmowy zostały zerwane, bracia zakończyli swoją współpracę z TNA i nawet nie wiadomo czy ich pasy wrócą na czas nagrań. TNA jest teraz w kropce, bo brakuje ekip do walki o te pasy i stracili właśnie największych drawów. Trójka poszła w odstawkę i myśleliśmy, że to koniec. Doszło jednak także do odejścia Bennetta oraz Marii. I najciekawsze jest to, że para miała mieć podpisane kontrakty, ale w lutym okazało się, że pracowali na zasadzie pojedynczych występów. Maria i Mike zdecydowali się odejść. To wciąż nie jest koniec – z TNA pożegnała się także Jade. To właściwie był duży cios dla Impact a wszystko stało się w kilka dni. I odeszły osoby, które były odpowiedzialne za wzrost oglądalności. Mówi się o tym, że TNA chce jak najbardziej oszczędzić na kontraktach i stawiać na młodych. Może wykreują nowego AJ Stylesa albo innego Bobby'ego Roode? To mogłoby się udać, ale nie wydaje się, że są osoby, które mogłyby tyle pokazać. Do federacji dołączył prawie czterdziestoletni Josh Barnett. Czy to ma być ta nowa jakość? Za chwilę dojdzie do tapingów a plotki mówią co najwyżej o jobberach z niezależnych federacji oraz o starych gwiazdach pokroju Gunnera, Crimsona czy Matta Morgana. A to raczej nie są wrestlerzy, którzy mogą odmienić TNA.

Luty zaczął się nieźle. I co to dało? Właściwie nic, bo koniec lutego dobił całkowicie Impact Wrestling. Federacja straciła sześć gwiazd i pozostała na cienkim lodzie – dywizja kobiet jest zubożała, dywizja drużynowa posiada dwie ekipy a w walkę o pas miesza się były mistrz UFC. Nie tędy droga. Pozostaje czekać do marcowych tapingów, które wiele wyjaśnią.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz