Witam. Przyszła pora na kolejne
podsumowanie miesiąca. Oczywiście wezmę pod uwagę miesiąc zwany
lutym w którym działo się wiele. Nie przedłużając już
zapraszam na tekścior, bo jest o czym pisać.
Race for the Case – no trochę słaby
pomysł, no nie?
Luty zaczął się od wykorzystania
walizek zdobytych przez Jeffa Hardy'ego, Eli'ego Drake'a, Death Crew
Council i Trevora Lee. Wszystkie te kontrakty zostały zrealizowanie
podczas jednej nocy co właściwie wyjaśniło wszelkie niejasności.
Okazało się, że gwarantują one każdą możliwą walkę o ile nie
wybierzesz tej samej co poprzednik. To było wiadome, że Hardy
pójdzie po pas mistrza świata i tak się właśnie stało. Mistrzem
był Lashley więc rezultat mógł być tylko jeden – wygrał
aktualny mistrz. Pojedynek stał na niezłym poziomie i nie można
było się przyczepić. Następnie swój kontrakt wykorzystali DCC –
spodziewałem się walki o pasy a panowie wybrali ostateczne
wyrównanie porachunków z Decay. No ok. Trevor Lee też nie
pogardził swoją szansą i wybrał Ladder Match o pas X-Division.
Walka nie była zła, ale czegoś jej brakowało. Na sam koniec pod
ostrze poleciał Eli Drake, który pod wpływem Tyrusa zdecydował,
że chce zmierzyć się z EC3, który zniknął po tym czasie
całkowicie z telewizji. Sam pomysł niestety nie był najlepszy.
Jestem przyzwyczajony do motywu znanego z Money in the Bank a tutaj
nie mieliśmy żadnego zaskoczenia.
Koniec The Wolves
Luty jednak dał się we znaki dzięki
dwóm osobom. Są to Davey Richards i Eddie Edwards. Wszyscy czekali
na ten feud, ponieważ jest to ostatni rok Richardsa w ringu. TNA nie
było głupie i postanowiło z tego skorzystać aby zainteresować
fanów. Zaczęło się od zdrady Richardsa podczas walki jego
przyjaciela z Lashleyem o pas. Davey wyciągnął sędziego i po
walce zemścił się na Edwardsie za to, że ten nie przejmował się
jego stanem. Niby to głupie, ale przy okazji do telewizji wróciła
Angelina Love – żona Richardsa. Wszystko właściwie zostało
zrobione naprawdę nieźle – Davey jest kierowany przez Angelinę i
nie gra uciekającego heela. Panowie zmierzyli się już w jednej
walce jaką był Street Fight. Zakończył się on tak jak powinien –
Eddie przegrywa aby pokazać dominację złej pary. Nie byłem
przekonany co do mieszania żon panów do historii. Teraz wiem, że
dodaje to brutalności – gdy patrzeliśmy na zapłakaną żonę
Eddie'go patrzącą jak Davey znęca się nad dawnym partnerem można
było pomyśleć, że Richards to prawdziwy złodupiec. Jest
potencjał w tej historii i mam nadzieję, że Impact Wrestling go
nie zmarnuje.
Podróż braci Hardy
To wszystko było naprawdę ciekawe –
Jeff i Matt wyruszyli w podróż po świecie aby zdobyć wszystkie
pasy i udowodnić, że to oni są najlepsi. Wszystko zahaczało o
granice absurdu, te teleporty, Meksyk. Co jak co, ale te rzeczy mogły
zainteresować zwykłych ludzi produktem dawnego Dixielandu.
Zainteresować albo całkowicie odrzucić – nie każdy uważał, że
to jest wrestling. Niestety na wielkie walki nie można było liczyć.
Dostaliśmy masę segmentów, parę minut walk, które były poddane
edycji. Nawet trzeba było zasłonić sędziego, który był pod
kontraktem Lucha Underground. Skończyło się na zdobyciu pasów
Meksyku oraz pasów Midatlantic. Dlaczego tylko na tych? O tym za
moment.
Kolejny debiut – tylko czy potrzebny?
Do Impact Wrestling zawędrował były
mistrz wagi ciężkiej UFC oraz komentator NJPW on AXS TV – Josh
Barnett. Reakcja przy jego debiucie nie była najciekawsza. Właściwie
to nie było jej w ogóle, bo... prawie nikt nie wiedział kim Josh
jest. Sam nigdy nie widziałem go w ringu więc zacząłem się
obawiać. Jego pierwszym celem został sam mistrz świata TNA –
Lashley. Najpierw panowie zaczęli od wymiany słów. Nie będę
ukrywał. Barnett nie porwał i jego największym błędem było to,
że nawet nie starał się bawić mimiką albo jakąkolwiek grą
aktorską. Lashley oczywiście królem tej kategorii też nie jest.
Jego proma zwykle są bardzo podobne, ale potrafi on zwolnić kiedy
trzeba i naprawdę przekonać, że jest wojownikiem. Josh wydukał po
prostu tekst na pamięć i wyzwał mistrza do walki o pas strasząc
go jeszcze dźwignią. Bobby się zgodził i panowie ustalili
pojedynek o pas na ostatnim Impact Wrestling przed nowymi tapingami.
Zanim jednak to się stanie musieliśmy poznać Barnetta i zobaczyć
co potrafi w ringu. Po jego walce trwającej trzy minuty za dużo nie
wiemy. Nie jest najgorszy i coś potrafi. Prawie jednak zabił
swojego rywala źle wykonanym Powerbombem. Budzi to pewne obawy przez
jego przyszłością w TNA.
Inne sprawy
O innych rzeczach napiszę krótko –
pas Grand poszedł w odstawkę. Galloway go bronił, ale z
niekoniecznie wymagającymi przeciwnikami. Death Crew Council czyli
jedna z trzech dostępnych stajni w TNA musiało zadowolić się
porażkami z Jessie'm Godderzem. A dodajmy do tego to, że Decay się
przejadło i zamiast zajmować się pasami musiało ono męczyć się
z Brandi Rhodes oraz Moose'm. A skoro przeszliśmy do tematu tego
drugiego to trzeba zaznaczyć to, że do IW wrócił Cody. Przeszedł
on również heel-turn aby podkreślić swoją przynależność do
Bullet Clubu. I oznacza to, że jego pierwszym rywalem będzie
właśnie Moose, który postanowił się zaopiekować jego żoną
podczas jego nieobecności. Właściwie to nie było to jakoś
wyjątkowo ciekawe.
Allie – najbardziej over postać w
całym rosterze
No to akurat jest coś co udało się
federacji. Początki Allie nie były najlepsze – denerwowała ona
publikę oraz innych. Po czasie jednak zobaczyliśmy, że coś może
z niej być. Rozpoczął się kolejny feud Marii z całą resztą
kobiet. Wrzucili tutaj motyw z szantażem – biedny Braxton Sutter
nie chciał aby Allie odeszła więc aby ją obronić postanowił
zgodzić się na pakt z diabłem. Musiał ożenić się z Laurel Van
Ness. Wrzucono tutaj jeszcze Mike'a Bennetta, który zaczął bawić
się w komedię i nawet nieźle mu szło. Kwintesencją całej
historii był ślub – nieudany ślub, bo zakończył się on
rozwałką i odejściem Allie z Impact Wrestling. Szczęśliwej
Allie, bo Braxton postanowił odrzucić Laurel i nie zważał na
konsekwencje. Warto tutaj zwrócić na świetna reakcję fanów,
którzy kupili tę historię. Oczywiście była ona przereklamowana i
momentami miało się wrażenie, że to wszystko już widzieliśmy.
Wszystko jednak pozwoliło na stworzenie z Allie prawdziwej gwiazdy a
z Suttera równego gościa, który może ruszyć do main eventów.
Beznadziejny koniec
Luty nie zapowiadał się źle.
Serwowana nam telewizja była niezła, historie mogły się podobać
i można było patrzeć ze spokojem w przyszłość. Niestety okazało
się, że historia niektórych dobiegła końca. Zaczęło się od
Drew Gallowaya – gość nie był pewien czy chce dalej pracować w
federacji i okazało się, że nie. Jego kontrakt jednak był na
ukończeniu więc można było się spodziewać odejścia Szkota z
TNA. Wydawało się, że to koniec odejść oraz, że bracia Hardy
przedłużą swoje kontrakty. Nic bardziej mylnego – Jeff i Matt
postanowili odejść. Kreatywni nie byli zadowoleni z tego, że
bracia chcą mieć wpływ na występy w federacjach niezależnych i
nawet powiedzieli Jeff'owi, że ten ma sobie iść do WWE jeśli mu
się nie podoba. Rozmowy zostały zerwane, bracia zakończyli swoją
współpracę z TNA i nawet nie wiadomo czy ich pasy wrócą na czas
nagrań. TNA jest teraz w kropce, bo brakuje ekip do walki o te pasy
i stracili właśnie największych drawów. Trójka poszła w
odstawkę i myśleliśmy, że to koniec. Doszło jednak także do
odejścia Bennetta oraz Marii. I najciekawsze jest to, że para miała
mieć podpisane kontrakty, ale w lutym okazało się, że pracowali
na zasadzie pojedynczych występów. Maria i Mike zdecydowali się
odejść. To wciąż nie jest koniec – z TNA pożegnała się także
Jade. To właściwie był duży cios dla Impact a wszystko stało się
w kilka dni. I odeszły osoby, które były odpowiedzialne za wzrost
oglądalności. Mówi się o tym, że TNA chce jak najbardziej
oszczędzić na kontraktach i stawiać na młodych. Może wykreują
nowego AJ Stylesa albo innego Bobby'ego Roode? To mogłoby się udać,
ale nie wydaje się, że są osoby, które mogłyby tyle pokazać. Do
federacji dołączył prawie czterdziestoletni Josh Barnett. Czy to
ma być ta nowa jakość? Za chwilę dojdzie do tapingów a plotki
mówią co najwyżej o jobberach z niezależnych federacji oraz o
starych gwiazdach pokroju Gunnera, Crimsona czy Matta Morgana. A to
raczej nie są wrestlerzy, którzy mogą odmienić TNA.
Luty zaczął się nieźle. I co to
dało? Właściwie nic, bo koniec lutego dobił całkowicie Impact
Wrestling. Federacja straciła sześć gwiazd i pozostała na cienkim
lodzie – dywizja kobiet jest zubożała, dywizja drużynowa posiada
dwie ekipy a w walkę o pas miesza się były mistrz UFC. Nie tędy
droga. Pozostaje czekać do marcowych tapingów, które wiele
wyjaśnią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz