To był maj, coś tam, coś tam jak to
mówi tekst jakiejś tam piosenki Maryli Rodowicz. Super nawiązanie
do polskiej popkultury – check. Jaki to jednak był maj dla Impact
Wrestling? Dobry? Słaby? Jeszcze nie wiesz? Więc pomogę Tobie w
wyborze odpowiedniego przymiotnika i zapraszam na przeczytanie
podsumowania miesiąca w Twojej ulubionej federacji. Nie kłam, że
nie jest ulubiona. Jakby co to w tym podsumowaniu biorę pod uwagę
odcinek z pierwszego czerwca, bo tak.
X-DIVISION. ZMARTWYCHWSTANIE.
Kontrowersyjny to tytuł, ale na pewno
prawdziwy. To co się działo w jeszcze marcu w dywizji wołało o
pomstę do nieba. Co chwilę oglądaliśmy walki wieloosobowe gdzie
najczęściej wygrywali Trevor Lee, Andrew Everett i DJ Z. Co jednak
stało się w maju? A no prawie co tydzień mogliśmy zobaczyć ponad
dziesięciominutowe starcie. W pierwszym tygodniu powracający do
federacji Matt Sydal odniósł zwycięstwo nad samym Eddie'm
Edwardsem. Była to niewątpliwie jedna z lepszych walk w IW w
ostatnich tygodniach. Już po dwóch tygodniach Low Ki, Everett i
Trevor Lee zmierzyli się w main evencie, a gimmick matchem tego
meczu był powracający Ultimate X Match. Kolejny raz pokazano nam,
że za wcześnie postawiono krzyżyk na dywizji, a Jeff Jarrett wie
co robi. W ostatni piątek natomiast Low Ki skutecznie obronił pasa
z Andrew Everettem. Co łączyło wszystkie te walki? Były bardzo
dobre. Może mentalność dywizji jeszcze do końca się nie zmieniła
i Andrew dostał title shota z dupy, ale trzeba wierzyć w sukces.
GLOBAL FORCE WRESTLING LIVE
Trochę przykre wydaje się to, że
wszyscy zawodnicy IW bez problemów załatwili przeciwników z GFW w
walkach o ich pasy. Czyżby Jeff się jednak mylił co do swojego
produktu? Na początku miesiąca Christina Von Eerie postawiła swoje
mistrzostwo kobiet GFW w walce ze Sienną i przegrała.
Prawdopodobnie jedna z pierwszych obron pasa mistrza świata GFW na
poważnie i której podjął się Magnus także nie była dla niego
skuteczna. Co prawda najpierw obronił on swoje bardzo ważne
mistrzostwo w walce z Mattem Morganem w przeciętnym pojedynku, ale
po tygodniu utracił ten pas na rzecz Alberto El Patrona. Coś jednak
razi Jarretta, który jeszcze nie zunifikował tych mistrzostw.
Okazuje się, że właśnie tym pasom poświęcono więcej czasu niż
takiemu pasowi mistrza świata IW czy pasowi Knockouts. Czy to źle?
Chyba nie. Dodatkowo wyłoniliśmy nowych mistrzów drużynowych GFW
(bo Bollywood Boys bujają się teraz z Maharadżą, a te pasy nie
miały dla nich żadnego znaczenia) i zostali nimi przedstawiciele
LAX. Tylko pas GFW NextGEN, który posiada Cody Rhodes nie został
sprowadzony do federacji i raczej się na to nie zapowiada.
SZANSA NA GENIALNY FEUD SCHOWANA W
CIENIU WALKI O MIANO PRETENDENTA
Już miesiąc temu stało się to co
było nieuniknione – EC3 przeszedł heel turn i na jego celowniku
wylądował James Storm. Obaj są świetnymi mówcami i w ringu nie
są tacy słabi jak to niektórzy uważają. Ten miesiąc natomiast
obfitował w dalsze pokazanie porachunków między tymi osobami.
Carter zniszczył swojego oponenta za pomocą paska od spodni co może
zwiastować przyszły Strap Match. Panowie spotkali się ze sobą w
ringu dając nam solidne widowisko, ale przerwane to zostało trochę
przez Ethana i trochę przez Magnusa. Impact Wrestling zapomniał o
tym, że Alberto El Patron jakiś czas temu został pretendentem.
Magnus uważał, że jego pas to złoty bilet i dzięki niemu może
on wystąpić na Slammiversary. Alberto wygrał ten pas i wyszło na
to, że złoty bilet miał na sobie inne nazwisko. EC3 też został
pretendentem pokonując Brytyjczyka i Storma. Po jakimś tam czasie
stracił on to miano w walce w klatce z Meksykaninem. Zagmatwane?
Bardzo. Najważniejsze jednak, że wszystko już wróciło do normy.
JB & PARK VS MATTHEWS & STEINER
No cóż, IW idzie w uparte i dalej
prowadzi tę rywalizację. Do IW powróciła postać Josepha Parka,
który przedstawił się jako przedstawiciel Borasha. Wyzwali oni
Josha do walki na Slammiversary i kazali mu znaleźć partnera.
Matthews oczywiście jest heelem, a heelowie zwykle kolegów nie
mają. Były komentator WWE zaczął udawać skruchę w bardzo
przeciętnym segmencie z rywalem, ale Park kazał swojemu
przyjacielowi nie słuchać tego. I wtedy stało się to –
usłyszeliśmy syreny. Jeśli oglądałeś dawny produkt TNA to na
pewno wiesz, że pojawił się wielki znawca matematyki, prawdziwy
sukinsyn, człowiek, który nie boi się mówić co myśli i ten gość
w kolczudze, który nie bez powodu powiedział o Samoa Joe, że he's
fat! To ten jedyny – Big Poppa Pump Scott Steiner. Reakcja prawie
zerowa. Ludzie po prostu zapomnieli kim jest ten facet. Świetny
segment, którym to miało być zamienił się w tandetę. Scott i
jego zabawna gonitwa za przerażonym Borashem, zapięcie Steiner
Recliner na Parku i darcie mordy Josha. To wszystko miało wypaść
świetnie, a prawdę mówiąc było przeciętne.
INNE FEUDY
Tu już krócej. Eddie vs Davey idzie
dalej i dalej i dalej mnie to nie nudzi. IW ma na to pomysł, a ta
dwójka zmierzyła się między innymi w Mixed Tag Team Matchu ze
swoimi żonami. Davey jak zwykle wyszedł zwycięsko z konfrontacji
po walce, ale tę przegrał. BS i Allie dalej zajmują się
zwariowanym Kongo Kongiem, KM'em, Sienną i Laurel. Spotkali oni na
swojej drodze zaskakującego sojusznika, którym był Mahabali Shera.
A nie, to nie o nim chciałem napisać. Tą sojuszniczką okazała
się Rosemary. Eli Drake dalej narzeka na dyrekcję i dalej walczy z
Moose'm. Oczywiście dalej przegrywa. Czekam na powrót Fact of Life,
ale chyba już się nie doczekam. No i cóż, to chyba tyle.
PODSUMOWANIE
Maj był niezły, droga ku
Slammiversary jest tą właściwą. Niektóre rzeczy co prawda nie są
najlepsze, ale przy ostatnim narzekaniu na WWE warto spojrzeć na
produkt oferowany przez Impact Wrestling.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz