Ten rok był dla federacji dość
przełomowy. Jak zwykle nie obyło się bez kontrowersji, ale tym
razem wyniesiono wnioski z każdej porażki i te oto przegrane
zostały przekształcone w wygrane. Odeszło wielu zawodników, ale
pojawili się nowi wrestlerzy, którzy godnie zastąpili starą
gwardię. Zapraszam na podsumowanie roku 2018, które tym razem
będzie krótsze. Taką mam nadzieję, bo może się rozpiszę.
Zmienia się forma – odpuszczam sobie głosowania, bo i tak nikt
nie głosuje i narzucam swoje zdanie. Jeśli masz coś innego do
napisania – poinformuj i nie zapomnij o tym, żeby zamieścić to
pod tekstem. Chętnie przeczytam.
FLAGOWE POSTACI IMPACT WRESTLING W TYM
ROKU
AUSTIN ARIES
Ok, z tym panem związane są spore
kontrowersje, ale nie można ukrywać jednej rzeczy – jego
panowanie było naprawdę dobre i można było poczuć, że mamy do
czynienia z prawdziwym mistrzem, a nie marionetką. Aries powrócił
do Impact Wrestling i od razu został mistrzem przerywając panowanie
Eli Drake'a. Pokonał go po bardzo krótkiej walce i już parę
tygodni później mógł mieć czystą kartę, bo Eli przegrał w
rewanżu. Kolejnym przystankiem był Johnny Impact, ale do tego pana
jeszcze wrócimy. Warto jednak wspomnieć, że Impact został
chwilowym pretendentem i przegrał. Następny w kolejce był Alberto
El Patron. Gość dalej był nękany przez demony przeszłości
związane z Paige (a jak dobrze wiemy przemoc domowa liczy się
dopiero od drugiego pobicia). Oprócz tego każdy pamiętał, że
prawie każda przygoda El Patrona z wrestlingiem kończyła się tak,
że Meksykanin odchodził i palił za sobą wszystkie mosty. Alberto
został nowym pretendentem i miał zmierzyć się z Ariesem na
Redemption PPV. No właśnie – miał. Do tego nie doszło, ale
później jeszcze się tym zajmiemy. Austin ostatecznie zmierzył się
z Fenixem i Pentagonem o pas na tej gali właśnie. Zwycięstwo
Double A było raczej pewniakiem i nieźle się zdziwiliśmy, bo
tytuł zgarnął Pentagon. Aries się wkurzył, przeszedł heel turn,
odzyskał tytuł i od tego momentu zaczął być postrzegany jako
naprawdę doskonały zawodnik. To on poprowadził Moose'a do świetnej
walki na Slammiversary i to on go wypromował. To on zmierzył się z
Impactem w doskonałym pojedynku na BFG i to on dał popis w jednym z
najlepszych segmentów tego roku parę dni przed właściwą galą.
No i nie zapominajmy – to on odszedł z federacji niczym jego idol
Alberto El Patron oraz obraził się jak mała dzidzia. Mimo tego,
Austin był kimś naprawdę wyjątkowym i jego powrót należy
zaliczyć do udanych. Świetne walki, naprawdę dobre segmenty i aż
szkoda, że wszystko potoczyło się tak jak się potoczyło.
SAMI CALLIHAN
Gościa nie trzeba przedstawiać
nikomu. Początki Callihana były raczej żałosne, bo nie do końca
wiedzieliśmy w jaką stronę ten zawodnik będzie zmierzać.
Szczęśliwie dla niego (nie dla Edwardsa) sprawy obrały właściwy
kierunek po tym jak Sami przypieprzył Eddie'mu kijem baseballowym
prosto w głowę. I nie było to byle co, bo całe życie przeleciało
Edwardsowi przed oczami. Rywalizacja między tymi panami postępowała,
ale o tym później. Ważne jest to, że lider OVE często nosił
federację na swoich barkach i do tej pory będziemy pamiętać jego
walki z Eddie'm, ale też z Pentagonem. Sami to ważna postać roku
2018, ale wygląda na to, że 2019 nie zapowiada się dla niego tak
różowo. Zobaczymy jak to się wszystko potoczy, ale ja wierzę, że
ten brzydki łysol wróci na szczyt.
LAX
Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze
oglądało mi się rywalizację pomiędzy dwoma drużynami. No dobra,
już pamiętam – New Day vs The Usos. Nie piszemy jednak o WWE, bo
nikogo to aktualnie nie obchodzi. Obchodzi nas Impact Wrestling i
Ortiz, Santana oraz Konnan. Początek roku dla LAX był dość
smutny, gdyż po serii porażek stracili oni pasy na rzecz Scotta
Steinera i Eli Drake'a. To dość przykre, ale pomoc Króla aka
Kingstona znanego wcześniej z występów w DCC okazała się bardzo
przydatna. Panowie wrócili do wygrywania, odzyskali pasy, pieniądze
i nie mogli się opędzić od stada przepięknych kobiet. To już
poza godzinami pracy. Wszystko było za piękne i do akcji wkroczył
Konnan, który zauważył, że coś tu nie gra. Wyszło szydło z
worka i okazało się, że Król po tym jak Ortiz i Santana go olali
wezwał posiłki. Nie byle jakie – pomogli mu Hernandez i Homicide,
starzy członkowie LAX. Na tym zakończę, bo o tym też będzie
później, ale to była jedna z tych rywalizacji, którą trzeba
polecić. Konnan był genialny w swojej prostocie i widać było, że
nienawidzi Kingstona. Ortiz i Santana udowadniali swoją wartość
świetnymi starciami, choćby tą z gali LU vs IW, ale też walkami z
OGZ. Świetny rok dla tego zespołu.
TESSA BLANCHARD
Takiej postaci w Impact Wrestling
brakowało. Kobieta idealna i nie chodzi mi o walory estetyczne, a
raczej o sposób grania postaci i zachowanie w ringu. Gdy widziałeś,
że Tessa wchodzi do ringu z mikrofonem to po prostu byłeś pewien,
że wyjdzie ona z twarzą. Zadebiutowała na Redemption PPV i szybko
wzięła się za rywalizację z Madison Rayne. Niby ją wygrała, ale
przykre było to, że w jednym z pojedynków musiała uznać wyższość
weteranki. W międzyczasie mistrzynią Knockouts była Su Yung i ktoś
po prostu musiał przeszkodzić aktualnej czempionce. Blanchard
została mistrzynią, potem czysto pokonała Su i zajęła się
rywalizacją z innymi kobietami. Potem na jej celowniku stanęła
Taya Valkyrie i nie będę ukrywał – Tessa musiała prowadzić tę
rywalizację i poszło jej świetnie. Masa dobrych walk, świetnych
segmentów to przepis na sukces i cieszy mnie, że WWE raz na jakiś
czas potrafi się pomylić.
KOLEJNE OSOBY WARTE WYRÓŻNIENIA:
EDDIE EDWARDS, ALLIE, MOOSE
NAJLEPSZE RYWALIZACJE
EDDIE EDWARDS VS SAMI CALLIHAN
To była najlepsza rywalizacja w tym
roku. No dobra, można ją stawiać na równi z LAX vs OGZ. Kto by
się spodziewał parę lat temu, że Eddie będzie kimś wyjątkowym.
W końcu zawsze był zwykłym face'm, który co prawda został
mistrzem, ale gimmick ala Daniel Bryan już się nie sprawdza.
Edwards mógł zakończyć rok naprawdę źle, bo głupota Callihana
mogła pozbawić go kariery. Eddie na szczęście wyzdrowiał i obrał
sobie za cel wyeliminowanie Sami'ego. Pierwsza poważna walka odbyła
się na Redemption PPV – Edwards razem ze swoją drużyną złożoną
z Moose'a i Dreamera przegrał. To nie urządzało Eddie'go, który
po walce zaczął znęcać się nad Callihanem i doprowadził lidera
OVE do opłakanego stanu. Od tego momentu możemy mówić o
przemianie Eddie'go, który za wszelką cenę chciał pozbyć się
Callihana. Sami zawsze miał asa w rękawie – mimo porażek dalej
znęcał się psychicznie nad Edwardsem. Panowie uznali, że muszą
to zakończyć na dobre i zmierzyli się ze sobą w lesie. Eddie
chciał zabić Callihana, ale przeszkodził mu w tym Tommy Dreamer i
to doprowadziło do kolejnej rywalizacji z Edwardsem w roli głównej.
O Eddie vs Sami nie zapomnimy, bo dawno nie było w IW takiej
rywalizacji, która mogłaby wciągnąć na długie godziny.
Zawodnicy naprawdę się nienawidzili i doprowadzili do tego, że
dwóch mocno zapomnianych już wrestlerów wróciło na właściwe
tory, a jak dobrze wiemy po złych torach nie można jeździć, bo są
złe.
LAX vs OGZ
Kolejna świetna rywalizacja. Jak już
wspomniałem wcześniej – Kingston pomógł Ortizowi i Santanie w
odzyskaniu wielu fantów. Kasa, kobiety, tytuły. Wszystko było na
wyciągnięcie ręki. Ktoś jednak uważał, że działania Króla są
mocno podejrzane i był to Konnan, który wrócił do federacji po
chwilowej nieobecności. Podważał on pozycję Kingstona i
udowodnił, że wcale mu nie zależy tak bardzo na chłopcach. Nie
chodzi mi o homoseksualizm. Król przyznał się i okazało się, że
nie jest sam. Razem z nim zjawili się Homicide i Hernandez –
panowie, którzy tworzyli stare LAX. Doszło do wielu bitew i
potrzebowaliśmy czasu, bo zawodnicy nie chcieli odpuścić. W walce
o pasy drużynowe górą byli Ortiz i Santana, a to nie spodobało
się OGZ, którzy zaatakowali oponentów po walce i ukradli tytuły.
Co więcej, w niedalekiej przyszłości złamali pewne postanowienia
i potrącili małego chłopca. W sumie to nie wiem po co on tam stał.
Oprócz tego panowie zmierzyli się w prawdziwym Street Fighcie –
LAX znowu wygrali. Ortiz i Santana wygrali też na BFG i w Concrete
Jungle Deathmatchu pokazali wyższość nad starymi piernikami. Czy
czegoś brakowało w tej rywalizacji? Może jednej wygranej OGZ,
którzy przez chwilę byli groźni, a jak przyszło co do czego to
obskakiwali w wpiernicz. Ten jeden mankament nie przeszkodzi mi
myśleć, że masa doskonałych segmentów i kilka dobrych walk w tym
feudzie pozwoliła obu ekipom zaistnieć.
RYWALIZACJE WARTE WYRÓŻNIENIA –
PENTAGON VS SAMI CALLIHAN, AUSTIN ARIES VS RESZTA ŚWIATA
POWROTY, DEBIUTY, ODEJŚCIA
Jeśli chodzi o debiuty to naprawdę
ciężko wymienić wszystkich debiutantów. Z tych ważnych osób –
Brian Cage, Tessa Blanchard, Rich Swann, Willie Mack, Ethan Page, The
Rascalz. W sumie to może i nie było ich tak wielu. Albo może
zapomniałem o kimś znaczącym. Najważniejsze jest to, że
wymienione osoby na spokojnie są w stanie zastąpić braki. Z
federacją pożegnało się kilku ważnych wrestlerów –
najboleśniej będę wspominał stratę Lashleya i Ethana Cartera.
Ten pierwszy klepie się po tyłku w WWE i przegrywa z Eliasami. Ten
drugi przegrywa w NXT i niby zmierza do głównego rosteru, ale nie
wiem, czy odniesie sukces. Odszedł James Storm, ale tylko
telewizyjnie, bo jego prawdziwe odejście datowane jest na koniec
2017. Z IW pożegnało się kilka kobiet – Sienna, Laurel Van Ness,
Madison Rayne. Tylko Sienny szkoda, bo fajna była. Odszedł Jeremy
Borash i to mnie też smuci, bo był on głosem Impact Wrestling ze
względu na swój charakterystyczny głos. Niedawno pożegnaliśmy
Trevora Lee, któremu znudziło się przegrywanie w trzy minuty. No i
odeszli Austin Aries oraz Alberto El Patron – obaj na własną
rękę, bo postanowili obrazić się na cały świat. Pana numer dwa
żałować nie będziemy, pana numer jeden trochę tak. A kto
powrócił? Tommy Dreamer. No nie, on to powraca co pół roku.
Johnny Impact. Z drugiej strony to on w 2018 trochę walczył, potem
zniknął przez kontuzję i powrócił na pełen etat. Austin Aries
powrócił, ale o nim już pisałem. Zadebiutowała Scarlett
Bordeaux, która pełni raczej rolę pięknej kobiety siedzącej na
zapleczu i występującej w segmentach. Walk z nią nie zobaczyliśmy.
No chyba, że oglądasz One Night Only, ale ja już nie powtarzam
tego błędu. Pewnie o kimś zapomniałem, mówi się trudno. No tak,
Lucha Bros, dla nich to też był debiut w IW.
NIEPOROZUMIENIE ROKU
ALBERTO EL PATRON
Geniusz porażki, dzban, pan raz w
mordę to nie przemoc domowa, cholerny Meksykanin zabierający dobrą
pracę, pan zależy jak mocno szarpiesz – jak lekko to nie będzie
donosu i płaczliwe bobo. Wybierz sobie jedno określenie i
zapamiętaj je do końca życia. El Patron nie uciekł od starych
określeń i po raz kolejny dał popis swojej ignorancji. Tym razem
poszło o galę Lucha Underground vs Impact Wrestling. Alberto miał
na niej zmierzyć się w drużynie z Ariesem w starciu z Lucha Bros.
Miał, bo się nie zjawił. Wytłumaczył to ogólnymi problemami
rodzinnymi, ale wydaje mi się, że mając do wypełnienia naprawdę
poważne obowiązki, trzeba wziąć się w garść. Nie do końca
jednak wiemy, czy Alberto mówił prawdę. Może blefował? Istnieje
też taki wariant i wydaje mi się, że oficjele mieli już dość
kontrowersji związanych z tym typkiem. Może i dobrze wczuwał się
w postać, ale po co komu wrestler, który nie umie się zachować?
NIEDOCENIANI
ELI DRAKE
Masz gościa, który potrafi wypromować
feud z gumą balonową, a umieszczasz go w feudzie z Abyssem, w
którym Abyss właściwie nie uczestniczy. Oprócz tego robisz z
niego niemałe pośmiewisko przez upokarzającą stratę tytułu
mistrza świata (ok, wyolbrzymiam, bo akurat to nie było najgorsze),
potem nie wiesz co dalej i decydujesz, że będzie on organizował
Open Challenge oraz uciekał przed podróbką La Parki i pokonywał
takie tuzy jak James Ellsworth. Ogromnie żałuję, że przy tak
sporym rosterze zdecydowano, że nie będzie już trzeciego
singlowego tytułu, bo Eli mógłby się przy nim pokręcić. Gość
potrafi poprowadzić segment, walczy też dobrze i aż dziwne jest
to, że nie dzieje się z nim kompletnie nic. Odejście jednak mu w
niczym nie pomoże – EC3 tak jak i on jest świetnym mówcą, a co
aktualnie robi w WWE? Chyba tylko jest, bo występować to rzadko
występuje. Eli może odżyje po pokonaniu Abyssa – obawiam się
jednak, że wkręcą go w rywalizację z Tommy'm Dreamerem, a tego to
po prostu nie chcę.
DEZMOND XAVIER
Dlaczego wymieniam tego zawodnika? Bo
to kocur w ringu, który mógłby być naprawdę fajnym babyface'm.
Szkoda tylko, że szybko został wycofany z telewizji, a przecież
udało mu się wygrać Super X Cup. Powrót do federacji z członkami
The Rascalz to może być strzał w dziesiątkę, bo to świetna
drużyna. Za wiele raczej nie napisałem, pewnie nie czujesz się
przekonany. Co zrobić?
Jak już informowałem – nie chcę
pisać nie wiadomo ile, bo tu nie o to chodzi. Kto śledził produkt
ten śmiało może stwierdzić, że 2018 był dla IW przełomowy.
Trzy naprawdę udane gale PPV, tygodniówki, które prawie za każdym
razem zjadały Raw (ze SmackDown akurat na równi według mnie).
Świetne osobistości i doskonałe walki. Oprócz tego zmieniono
trochę sposób zarządzania i można patrzeć w przyszłość ze
spokojem.
Feud Edwards vs Callihan był naprawdę świetny(i to wszystko zaczeło się od botchu XD), w przypadku LAX vs OGz to słabo wypadła walka na BfG, feud Allie z Su też był świetny i ta przemiana Allie z cukierkowej dziewczynki na demona.
OdpowiedzUsuńDo przecenianych należy doliczyć jeszcze DHS, regres roku dla Sydala, a do niedocenianych dałbym Joe Hendry - typ bardzo dobry tylko ten feud z Katriną do bani.
Należy jeszcze wspomnieć o głupiej likwidacji trzeciego pasa i niewykorzystaniu iksów - DJ Z, Trevor i Everett odeszli a w walce o pas oglądamy dziś Page aka Chandler Park i Crista co dla mnie jest złe.
Z jednej strony dobry rok dla federacji - gale na poziomie, kilka nowych nazwisk, niezłe feudy. Na + z pewnością jeszcze wspólna gala IW z LU. Z drugiej strony to spadek oglądalności, przenosiny na słabszą stację telewizyjną.
OdpowiedzUsuńWięcej pushu dla Drake, Rascalz, braci Cristów w 2019 roku. Jak Callis powiedział że ma być ostrzej to niech tak się stanie + więcej stypulacji w walkach. Mogłoby wrócić Spin Cycle + niech poprawią Xplosion.
Ciekawie jak federacja zareaguje na powstanie AEW..
Do opisu Austina Ariesa dodam że kiedy był mistrzem to zrobił nawet dobrą walkę z sympatycznym grubaskiem Fallah Bahh
OdpowiedzUsuń